50 lat Parafii

PARAFIA TO ŻYWE KAMIENIE

Homilia o. Prowincjała Tomasza Ortmanna SJ wygłoszona 20 marca 2021 roku w czasie inauguracji Jubileuszu 50-lecia Parafii w Jastrzębiej Górze

 

Drodzy, jak to już zostało powiedziane na początku, jak można czytać na plakatach, banerach, jak też słyszycie pewnie od wielu wielu miesięcy, w dniu dzisiejszym – w końcu – świętujemy jubileusz 50-lecia tutejszej/naszej parafii.

Myślę, że ważnym jest sobie dobrze uświadomić, co świętujemy. No bo wiecie, najgorsze to strzelić gafę i przychodząc np. na urodziny pomylić jubilata. A może się nam to zdarzyć, jeśli świętując jubileusz parafii będziemy np. myśleli o tutejszym kościele budynku (ale ten powstał dopiero w latach 90-tych), albo o kaplicy na Kaszubskiej 9 (ale ta, z kolei, powstała znacznie wcześniej, jeszcze przed wojną). Cóż zatem świętujemy? Kto jest tym jubilatem?

Otóż, gdy we wspomnianej kaplicy/willi zamieszkali jezuici, obok domu zbudowano przeszkloną werandę, w której urządzono kaplicę, obsługiwaną w miesiącach letnich przez jezuitów, a w pozostałym okresie przez księdza z parafii w Strzelnie. 

W 1960 r. stałym administratorem został znany starszym o. Jan Rosiak, który przebywał w Jastrzębiej Górze od czerwca do końca września, a od 1966 r. już na stałe. Ale nie to świętujemy – świętujemy coś co się wydarzyło parę lat później, 20 marca 1971 r. – otóż przy tej werandzie/kaplicy została erygowana parafia św. Andrzeja Boboli. Specjalnie mówię „przy”, bo to nie kaplica została erygowana parafią.

 

Drodzy, możemy zatem pytać, to co zostało erygowane parafią? Parafią została erygowana wspólnota wiernych w granicach jakiegoś terytorium, z własnym kościołem i własnym księdzem. Niby to wszystko było wcześniej, ale właśnie tego 20 marca 1971 r. nastąpiły niejako zaślubiny - te trzy elementy zostały ze sobą powiązane:

  • Przestaliście być tylko mieszkańcami Jastrzębiej Góry, Lisiego Jaru, Rozewia (Tupadły należały do Strzelna), a zaczęliście być wspólnotą.
  • O. Rosiak, przestał nie tylko być takim dojeżdżającym księdzem, który dziś jest jutro nie ma, ale został z tą wspólnotą i miejscem związany. Jako proboszcza zaczął go obowiązywać nakaz rezydencji – musiał mieszkać w pobliżu i nie mógł też na dłużej parafii opuszczać bez pozwolenia Biskupa.
  • Mało tego, i jedni i drudzy zaczęli też mieć za siebie wzajemną odpowiedzialność. Odpowiedzialność proboszcza polegała np. na obowiązku nauczania, uświęcania i zarządzania. Wtedy zaczęły się np. lekcje katechezy – starsi pewnie pamiętają, że o. Rosiak był srogi i uczył starsze klasy (wszyscy się go bali), a o. Pawelczyk, który do niego dołączył w tymże 1971 roku był łagodny, do rany przyłóż – młodsze klasy. Uwaga, nie mówię, że jeden był lepszy, drugi gorszy – oni się doskonale uzupełniali i każdy wiedział, że z rzeczami poważnymi, jak trzeba czymś potrząsnąć to do o. Rosiaka, a jak potraktować łagodnością to do o. Pawelczyka.

Ta odpowiedzialność działa też w drugą stronę. Gdy np. przybył do Was o. Pawelczyk i władze przez długi czas odmawiały mu prawa pobytu – co było rzeczą poważną, gdyż teren ten leży w pasie przygranicznym, a więc dosyć szczególnym, zwłaszcza w tamtych czasach komunizmu, bo strategicznym ze względu na obronność państwa. I to, że nie doszło do jego eksmisji zawdzięcza on Waszemu wstawiennictwu i napisanej przez Was petycji. To tylko jeden z bardzo licznych przykładów takiej wzajemnej odpowiedzialności.

 

Drodzy, krótko mówiąc, jako parafia przestaliście być sobie obcy. Sam termin „parafia” pochodzi z języka greckiego i oznacza: żyć w pobliżu, być sąsiadem, przebywać wśród kogoś – czyli zauważcie, że nie ważne czy ktoś jest stąd rodem, czy pochodzi np. z Podkarpacia. W tym też miejscu w imieniu tych wszystkich moich współbraci, chciałbym Wam podziękować za Waszą gościnność, otwartość – zdecydowana większość z nich była spoza Kaszub, a jednak czuli się jak wśród swoich i – jak dobrze też wiecie – rozstania z nimi zawsze były trudne (i dla Was i dla nich i dla Prowincjała, który o tym decydował). Mówię o moich współbraciach, ale to dotyczy też wielu przejezdnych, którzy także doskonale czują się między Wami, a niektórzy podejmują decyzję by osiąść pośród Was i by współtworzyć właśnie parafię.

No to wiemy, co świętujemy.

Dosadnie tę wspólnotę opisuje drugie czytanie z listu św. Piotra Apostoła, które wysłuchaliśmy po kaszubsku i w którym mówi, że parafianie są „żywymi kamieniami, są budowani jako duchowa świątynia”.

I. Żywe kamienie - przygotowując się do tego jubileuszu przeglądałem kroniki parafii i to, co przykuło moją uwagę, to jak poszczególni proboszczowie pieczołowicie i z wdzięcznością wymieniają, kto który parafianin co ofiarował/ufundował: a to sztandary, a to obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, a to różne naczynia liturgiczne, a to jakieś materiały budowlane, a to pomagał przy dekoracjach, przy uroczystościach, przy budowie, a to wspierał dobrą radą → drodzy, dziesiątki nazwisk i to różnych.

Wczoraj wieczorem, też we wspólnocie przeglądaliśmy dawne zdjęcia, starając się odgadywać kto na nich jest. Moją uwagę przykuło jedno zdjęcie z budowy tego kościoła, jak grupa pań (w chustkach, spódnicach) na budowie, w rzędzie stoi pochylona i robi jakieś umocowania przy zbrojeniu – drodzy, żywe kamienie!!! Podobnie jak można by powiedzieć, że żywymi kamieniami są też te liczne osoby, wspólnoty, grupy, które na różny sposób zaangażowały się w przygotowanie tego jubileuszu. Drodzy, Wy wszyscy jesteście żywą ilustracją tego listu św. Piotra; jesteście żywym obrazem tej parafii, która powstała 50 lat temu. 

II. Duchowa świątynia / świątynia Boga - od tego czasu, nie jesteście już – jak w innym liście mówi św. Paweł – „obcymi i przychodniami, ale jesteście /…/ domownikami Boga”. Drodzy, to jest ciągłe wyzwanie dla każdej parafii, każdego parafianina: nie być obcymi i przychodniami, ale rzeczywistymi domownikami. Nie tylko jednak o parafię tu chodzi. Chodzi także o to wszystko co ją współtworzy, a więc i owszem kościół, ale i dom, rodzinę.

 

Drodzy, w każdym z tych miejsc mamy być domownikami. Dlaczego to takie ważne? Zobaczcie Ewangelię - spotkanie Zacheusza z Jezusem było możliwe, ale pod jednym warunkiem: aby był on w swoim domu. Żeby ten dom był zamieszkały. Zauważcie: nie posprzątany, piękny, cnotliwy. Ale, zamieszkały! Tylko zamieszkały dom, tylko miejsce, które ma swego gospodarza może być domem Boga.

Pod tym względem bardzo wymowny jest obrzęd wprowadzenia nowego proboszcza – dokonuje tego zazwyczaj Dziekan i jest taki moment, kiedy po kolei niejako oprowadza proboszcza po całym prezbiterium: prowadzi go do ambony, potem do ołtarza, do chrzcielnicy, do konfesjonału i za każdym razem przypomina i jemu i wiernym ich znaczenie (dopiero na samym końcu trafiają na miejsce przewodniczenia). Drodzy, to jest bardzo znamienne.

 

Drodzy, ale tak jak wspominałem, dotyczy to nie tylko kościoła/budynku, ale także Waszych domów, rodzin – tu także macie być, jako parafianie, domownikami Boga, Jego świątynią. Dlatego też świętowanie jubileuszu powstania parafii, to także okazja by pytać się o nasz dom/naszą rodzinę: jaki on jest? Jest też pytaniem o nas: na ile jesteśmy jego domownikami, a na ile bezdomnymi. Bezdomność bowiem może dotykać także i tych, którzy zajmują piękne apartamenty jak i gnieżdżą się w ciasnych mieszkankach.

Jeden z naszych ojców, który sporo nad tą kwestią się pochylał, przytacza kilka świadectw ludzi wyraziście malujących przeróżne oblicza bezdomności:

  • Ktoś mówi: dom moich rodziców jest bardzo piękny i bardzo duży. Każdy ma swój pokój, swój kąt, ale brakowało rodziny, bycia razem - to znalazłem gdzie indziej. Miałem bardzo piękny pokój dla siebie, pięknie umeblowany, ale były czasy, że go zaniedbywałem i brudziłem, aby czuć się jak u siebie.
  • Inna osoba, młoda dziewczyna: Do mojego domu chodziłam tylko spać i jeść późno w nocy. Jedynym miejscem, w którym mogłabym się zamknąć na klucz i czuć się jak u siebie w domu, była łazienka. Tam jadłam, czytałam, wszystko robiłam. Moi bliscy nie mówili mi nic, a gdy mnie wołali, mówiłam, aby zostawili mnie w spokoju.

Czym w takim razie jest bezdomność i jak się dziś objawia?

  • Bezdomność jest tam, gdzie brak miłości, zrozumienia i akceptacji, dialogu i spotkania. Z takiego domu się ucieka i nie chce się tam wracać.
  • Bezdomność ma także miejsce wtedy, gdy ktoś kala swoje gniazdo, gdy źle mówi o bliskich, ponieważ nie spełniają jego pragnień, nie pasują do jego oczekiwań. Wtedy człowiek sam czyni się bezdomnym, bo nie ma do kogo i do czego wrócić.
  • Największa zaś bezdomność zdaje się polegać na odrzuceniu Boga. Słyszy się czasem historie ludzi, którzy, jak im się wydawało, mieli wszystko: dom, rodzinę, pracę, majątek, a mimo to nie czuli się spełnieni, wszystko wydawało się im bezsensowne. Mają dom, ale nie ma w nim Boga. A przynajmniej nie tak, jak Bóg chciałby być w nim obecny.

 

Drodzy, ten dzisiejszy jubileusz i dzisiejsze też czytania mówią nam, że te wszystkie rodzaje bezdomności „leczy się” tylko i wyłącznie Bogiem. Bo jeśli On nie wróci na właściwe miejsce, to będziemy bezdomni w naszym mieszkaniu, w domku jednorodzinnym, który ma wspaniałe meble i sprzęty, ale pełno krat w oknach. Jeśli Bóg nie wróci na swoje miejsce, to bezdomność zagości w domach opieki społecznej, w szpitalach (odczuwamy to szczególnie podczas tej epidemii). Jeśli Bóg nie wróci na swoje miejsce, to człowiek poczuje się bezdomny także w Kościele, w parafii; ludzie poczują się bezdomni we własnej ojczyźnie i na ziemi.

 

Drodzy, niech to rozpoczęcie świętowania jubileuszu, które potrwa do wakacji, będzie dla każdego z nas-jubilatów, dla tych, którzy tę parafię-jubilatkę będą nawiedzać w tym czasie, okazją do tego, by przywracać Panu Bogu w swoim życiu, w swoim domu pierwsze miejsce.

Sakramenty

KOŚCIÓŁ PARAFIALNY KAPLICA SIÓSTR Tupadły Rozewie
Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
352 0.11612200737